Jako że mija właśnie rok, od kiedy stałam się posiadaczką prawie 10-letniego, ale zadbanego samochodu, postanowiłam podliczyć ile rocznie kosztowało mnie jego utrzymanie. Na wstępie zaznaczę, że nie robię wielkich przebiegów, przez rok przejechałam zaledwie 9 tysięcy kilometrów. Auto służy mi głównie do jazdy po mieście, raz na jakiś czas zdarzy się dłuższy wyjazd w trasę.
![]() |
źródło: pixabay.com |
Ile kosztowało mnie utrzymanie samochodu przez 12 miesięcy?
Zacznijmy może od kosztu najbardziej oczywistego, czyli paliwa. Przez ostatnie 12 miesięcy wydałam na nie 1509,32 zł. Tak jak wspominałam, jeżdżę nie za wiele. Z drugiej strony, miałam ze 2-3 razy darmowe tankowanie, to znaczy ktoś bliski zrobił mi prezent w postaci paliwa :) Gdybym musiała za nie zapłacić, pewnie suma końcowa byłaby wyższa.
Za ubezpieczenie na cały rok (OC i AC) zapłaciłam 876 zł. Roczny przegląd kosztował mnie 100 zł. Oprócz tego musiałam kupić komplet opon zimowych (600 zł) i dwie opony letnie (400 zł), co w sumie dało 1000 zł. Liczę, że opony posłużą kilka lat (choć pewnie za rok będę musiała dokupić dwie kolejne letnie). Raz zdarzyło mi się złapać gumę, a koszt wulkanizacji wyniósł 26 zł.
Musiałam też kiedyś oddać auto do lakiernika i całość (lakierowanie zderzaka i progu, wraz z wyprostowaniem) kosztowała mnie 600 zł. Głupotą było lakierowanie zderzaka, gdyż niecały miesiąc później miałam stłuczkę, podczas której ktoś całkowicie rozwalił mi zderzak. Ale cóż, człowiek uczy się na błędach (a dodatkowo nie mam zdolności przewidywania przyszłości)...
Na wyposażenie auta (osłona na szybę, płyny odmrażające, zawieszka zapachowa, ścierka do szyb) wydałam łącznie 40,47 zł. Płyn do spryskiwaczy miałam w gratisie, zawsze gdy jeździłam do domu, tata dolewał mi do pełna tak, że nigdy nie musiałam go sama uzupełniać :)
Kilka razy musiałam też zapłacić za parking, przez rok w sumie wyniosło mnie to 21 zł. Na myjnię wg moich szacunków wydałam 17 zł (jakoś mało, nie wiem czy czegoś nie pominęłam w zapiskach). Jednak często myłam samochód u rodziców, którzy mają duże podwórko i warunki, by tam dokonać kąpieli autka :)
I tak na marginesie (nie wliczam tego do sumy całkowitej, gdyż zwrot otrzymałam od ubezpieczyciela), wydałam 2000 zł za doprowadzenie samochodu do porządku po stłuczce. W skład wchodziła wymiana zderzaka, lakierowanie i prostowanie klapy, prostowanie bagażnika, itp. Finalnie nawet trochę zarobiłam na tej transakcji, ale szczerze - nie chcę nigdy więcej takiego zarobku. Nerwy i czas na to poświęcony nie są warte tych kilku stówek, które mi zostały w portfelu.
Jak zawsze, podsumowanie w formie tabelki poniżej:
Suma całkowita jak dla mnie dość wysoka. Starczyłoby na wypasione wakacje dla dwóch osób gdzieś daleko. Z drugiej strony, zaoszczędziłam masę czasu i zyskałam komfort, mogąc jechać gdzie mi się podoba o dowolnej godzinie, a nie tylko wtedy, gdy jeżdżą autobusy. Moja elastyczność znacznie wzrosła. Zakupy już nie są straszne, nie muszę dźwigać ciężkich toreb w pocie czoła. Nie muszę też panicznie pakować wszystkiego do jednej walizki, żeby nie wozić busem kilku sztuk bagażu. Jak to mówią coś za coś :)
Jeśli mam być zupełnie obiektywna, to auto było dla mnie również źródłem stresu. Dwa razy zdarzyło mi się, że zgasło bez zapowiedzi, odmawiając współpracy. Raz holowali mnie znajomi, innym razem trafiłam na fantastycznego człowieka, który akurat miał kable rozruchowe i pomógł mi uruchomić samochód. Stłuczka też nie była niczym przyjemnym - masa nerwów, załatwiania, wizyty w warsztacie, papierologia związana z odszkodowaniem. Obyście nie musieli tego doświadczyć.
Na koniec refleksja pośrednio związana z tematem. NIECH ŻYJE SPISYWANIE WYDATKÓW! To naprawdę niesamowite, że wchodzę sobie do mojego pliku, a tam wszystko czarno na białym, miesiąc po miesiącu. Bez tego na pewno nie wiedziałam ile w sumie wydałam na samochód. Zachęcam gorąco do spisywania wydatków!
Pozdrawiam ciepło wszystkich kierowców i nie tylko!
Justyna