niedziela, 29 maja 2016

Dziwna praktyka sprzedawców w restauracjach i fast foodach


Cześć Wszystkim :)

Jak Wam minął długi weekend? Ja właśnie wróciłam z Trójmiasta. Dużo wrażeń i świetnie spędzony czas. Sopot to moje marzenie, już dziś mogłabym się tam przeprowadzić :) Niemniej, pomimo urlopu bacznie obserwowałam świat dookoła i różne dziwne rzeczy udało mi się wyłapać. Postanowiłam napisać krótki post o sytuacji, która dwa razy mi się przydarzyła podczas wyjazdu.



Otóż, jak to na wyjeździe, stołowaliśmy się głównie na mieście. 2 razy przydarzyło nam się następujące zjawisko: osoba przyjmująca zamówienie pyta czy chcemy jakiś dodatek, nie mówiąc, że płaci się za niego dodatkowo. Z przedstawienia oferty wynika, że to po prostu opcja w cenie. Dopiero na paragonie widać różnicę.

Raz w KFC (wiem, że bez polotu, ale to było jedyne miejsce na trasie) zamawiałam zestaw, w którym były 2 kanapki Longer. Pan, który nas obsługiwał zapytał "z serem i pomidorem?", na co odpowiedziałam "tak" (nie jadam tam często i nie wiem z czym są te kanapki). Rachunek wydał mi się wyższy niż się spodziewałam, okazało się potem, że ser kosztował dodatkową złotówkę, pomidor podobnie - także 2 kanapki to dodatkowe 4 złote... Z całym szacunkiem do pana, ale wydaje mi się, że to nieuczciwe zachowanie. Gdyby nie ogromna kolejka i to, że praktycznie w ogóle nie rozumiałam pana sprzedawcy (mówił tak niewyraźnie, że nie chciało mi się walczyć), to pewnie bym powiedziała dwa słowa co o tym sądzę. Ale puściłam to płazem...

Druga sytuacja: bar mleczny w centrum Gdańska. Mój chłopak zamawia placek po węgiersku, pani pyta "z sosem czosnkowym?" (zero informacji, że za sos płaci się dodatkowo). Odpowiedź oczywiście pozytywna. Dopiero potem na paragonie znaleźliśmy dodatkową złotówkę za ten sos...

No ludzie! Ja rozumiem wszystko, ale takie zapytanie sugerujące, że ten dodatek jest tylko opcją, za którą się nie płaci, bardzo mocno wprowadza w błąd. Może i ja jestem naiwna, ale poinformowanie klienta o dodatkowej opłacie byłoby bardzo na miejscu. Ale cóż, wtedy pewnie wielu by zrezygnowało, a dzięki tej niejasności więcej się sprzeda. Kolejna nauczka - dopytywać o ceny wszystkich dodatków, nawet gdy wydaje się, że są za darmo, jako element dania/produktu/usługi.

Nie ubolewam, 5 złotych jakoś przeżyję, ale nauczka jaką wyniosłam niech będzie i dla Was przestrogą :) A czy Wam zdarzyły się podobne sytuacje?

Wciąż w wakacyjnym nastroju - Justyna

10 komentarzy:

  1. Z doświadczenia wiem, że jak ktoś proponuje dodatek to na 99% jest płatny. W sieci McDonald praktykowana jest następująca rzecz: Gdy klient zamawia kawę, właściwie obowiązkiem jest zapytać się czy może ciastko, albo lody do tego. Natomiast gdy gość zamawia frytki, kategorycznie zabronione jest proponowanie ketchupu- jeśli gość sam się nie dopomni - nie dostanie. I ważna rzecz: do jednej porcji frytek jedna saszetka ketchupu, nieważne czy porcja duża czy mała, każda dodatkowa płatna złotówkę, goście też często się na to łapali. Wiem, że zdarzają się restauracje, gdzie czasem kasjerzy z własnej woli dadzą dwie saszetki, ale zauważyłam, że ten przypadek działa jedynie w restauracjach korporacyjnych, a nie prywatnych posługujących się jedynie logiem McD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żenada z tym ketchupem trochę... Przecież dla sieci to groszowy koszt... Uważam, że przejrzystość jest najważniejsza, jeśli mam za coś płacić, chciałabym być o tym poinformowana. Marzy mi się taki rynek usług, ale wiem, że wtedy firmy straciłyby trochę przychodu od tych nierozgarniętych (czytaj: takich jak ja w weekend).
      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Ja zawsze wychodzę z odwrotnego założenia niż ty, jeżeli ktoś mi coś proponuje, to jest to płatne.
    Sama pracuje w gastronomii i zauważyłam że ludzie boją się o cokolwiek dodatkowego poprosić, ze względu na dodatkowe opłaty. Dlatego np. nawet lód proponuje dopiero po nabiciu na kasę, żeby nie myśleli, że za to płacą.
    Często jadam na mieście i jestem w stanie stwierdzić, że to o czym piszesz jest normalne, a jeżeli zastanawia cię czy dodatek będzie płatny, to wystarczy... zapytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lód proponuję po nabiciu na kasę tego co chcieli kupić (np soku), a nie, że po nabiciu lodu :D

      Usuń
    2. Wiem że najlepiej zapytać :) w dwóch przedstawionych sytuacjach pojawił się jeszcze jeden czynnik - pośpiech, wielkie kolejki za nami i sprzedawcy, z którymi ciężki był kontakt (pan w KFC mówił niewyraźnie, musiałam go po kilka razy prosić o powtórkę bo nie rozumiałam co mówił, pani w barze mlecznym była bardzo niemiła i zdenerwowana gdy ktoś o coś dopytywał). Niemniej, teraz już będę zwracać na to uwagę. Fajne rozwiązanie z oferowaniem lodu już po tym jak człowiek opłacił rachunek - szacun!

      Usuń
  3. Witaj, też lubię Sopot, ogólnie całe Trójmiasto. No tak to już jest w gastronomii, trzeba zawsze być czujnym. Ja staram się odzwyczajać od jedzenia na mieście, ale jest ciężko, bo latem z każdej strony czyhają kuszące propozycje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mniej maj jest porażką pod tym względem. Urlop, lody na mieście, kilka razy goście... Mam nadzieję, że w czerwcu trochę ograniczę. Wszystko będzie w podsumowaniu maja, choć raczej nie mam się w tym miesiącu czym pochwalić. Trójmiasto jest boskie :)

      Usuń
  4. Dawno temu już zauważyłam opisaną przez ciebie praktykę i denerwuję się, że mój D. ciągle o tym zapomina i jeszcze się łudzi, że nic nie doliczą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Na żywność nie wyda las tak dużo jak sama piszesz, goście kilka razy ... to naprawdę jesteś oszczędna ja się tego nie mogę nauczyc

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń